piątek, 25 lutego 2011

Total blackout, czyli ciemno wszędzie, głucho wszędzie...co to będzie?

(początek lutego)

Total blackout, czyli ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie?

Jak już pisałam ostatnio, styczeń i luty to miesiące, w których „ruch w interesie” jest nieco mniejszy. I tak jakoś pustawo się zrobiło w środku tygodnia. Na weekendy, kiedy ludzi jest zawsze pełno, check inów jest mniej więcej 110 i wiecej, a np. w poprzedni wtorek było ich tylko 31.
Jedyne czemu sprzyja taka sytuacja to…nie, nie opierdalanie się:D, ale renowacje, remonty, naprawy i tym podobne przedsięwzięcia.

Od zeszłego tygodnia niektóre miejsca w hotelu zmieniają się w place, a właściwie w placyki budowy. W jednym miejscu coś ktoś majsterkuje przy jakiś kabelkach, w innym ktoś maluje barierki przy schodach ( bo przeciez jak codziennie po kilknascie razy przeciera się je tym arukooru to farba łatwo schodzi..:D), nie mówiąc o rewolucji jaka musi się dziać w hotelowym muzeum 史料展示室 (shiryoutenjishitsu) skoro najpierw „oskubali” je chyba ze wszystkich rekwizytów i zamknęli, a zza zamknietych drzwi słychać jakies straszne pukania, stukania i wiercenia. (!)

Od pewnego czasu w naszym jimushou (biurze) wisiała kartka zapowiadająca 2 lutego hotelową apokalipsę:D no może trochę przesadziłam…ale z powodu zaplanowanych na ten dzień remontów, czy też renowacji, miało nie być światła w calusienkim hotelu, całym, bez wyjatku. Gości oczywiście na ten dzień należało się „pozbyć”, co dla większości pracowników oznaczało przymusowy dzień wolny. Wiem, że z pewnościa niektóre osoby były zawiedzione takim obrotem sparwy, ale na pewno nie my z Kasią:) Każdy pretekst do lenistwa jest dobrym pretekstem:D

Ale przez chwilę powiało grozą, bo na ogłoszeniu było napisane, że brak prądu w całym hotelu oznacza także brak prądu w naszym akademiku (który jest niedaleko)…a to oznaczało, że klima nie będzie działać, ogrzewania żadnego innego nie ma…uwaga będzie zimno, a nawet bardzo zimno!!! Czytamy dalej….jeszcze gorzej – każą nam się wynieść na jedną noc z naszego pokoju…ale gdzie my biedne się podziejemy?...Zawsze należy czytac do końca…będziemy spać w..naszym hotelu!..? W Foresuto Rojji (Forest lodge, najnowszy budynek w hotelu).



Yeey!cieszyłymsy się, bo nam swoich pieniędzy by raczej było żal, żeby zapłacić za nocleg bądź co bądź w miejscu naszej pracy, zwłaszcza, że ceny zaczynją się od około 700pln za najtańsze pokoje…A że będziemy siedzieć w tym pokoju większość czasu po ciemku? Trudno!... Na pewno dadzą nam jakąs latarkę !:D

Dzień total blackoutu. W hotelu od rana harmider, panowie zajmujący się na co dzień naprawianiem różnych usterek w pokojach i w całym hotelu biegają tam i nazat najwyraźniej szykując się do ataku na hotelowe wnętrza z chwilą gdy zgaśnie w nich ostatnie światło…:D Aż strach pomyśleć co tu się będize działo jak już wszyscy goście z poprzedniego dnia sobie pojadą do domów...

Ten przymusowy dzień wolnego postanowiłyśmy wykorzystać na zakupy, więc pojechałysmy do Odawary.Miałyśmy wrócić zanim zrobi się ciemno, tak by „nacieszyć się” naszym pokojem hotelowym w jego pełnej okazałości, jednak zakupy i nie tylko wciagnęły nas tak bardzo, że wróciłyśmy przed 22…:)

Pod hotelem ciemności i złowroga cisza…Wchodzimy do środka a tam jeszcze gorzej – istne pobojowisko!..Hotel naparwdę ma być jutro normalnie czynny??? Niemożliwe, nie da rady! –myślałyśmy. To co się działo było istnym obrazem nędzy i rozpaczy – dywany, podłogi pozrywane,wszystko nie na swoim miejscu, poprzykrywane foliami a na foliach syf, mnóstwo kabli i kabelków na wierzchu – otwarcie hotelu jutro na czas wydawało mi się mission impossible:D

Ale nie w Japonii...Tutaj jeżeli coś ktoś zaplanuje na dany dzień i godzinę, to tak się stanie i już! Znowu górą okazała się być perfekcyjna niemalże organizacja i jakżeby inaczej – zaangażowanie pracowników, wszystkich bez wyjątku. Kiedy na następny ranek o 8 przyszłyśmy do pracy, pozostały już tylko resztki ze wczorajszego pobojowiska, a każdy kto tylko mógł brał do ręki szmatkę, miotłę, odkurzacz, czy robił cokolwiek, tak aby niemożliwe stało się możliwym, czyli aby można było o 11 normalnie powitać gości. Nas ominęła gorączka ostatniej godziny sprzątania tylko dlatego, że w ten dzień wraz z pozostałymi stażystami poszliśmy odziwedzić lokalne przedszkole:) Obeszło się jednak bez naszej pomocy (:D), zgodnie z planem hotel otwarto o 11. Kiedy po 12 wróciłyśmy z przedszkola, wszystko” hulało” jak należy.

A co do naszego noclegu w Forest Lodge…Dostałyśmy najlepszy pokój na piętrze,201, o trochę wyższym standardzie i nieco innym wystroju niż pozostałe, ale siedząc przy dwóch latarkach nie byłyśmy w stanie docenić w pełni jego uroków:D Jendakże przyzwyczajone do skromnych warunkow mieszkaniowych na co dzień, nawet w tym świetle czułyśmy ogromną przepaść jaką dzieli ten pokój od naszego w akademiku…ech! :D


pokój 201

W pokojowej łazience leci woda onsenowa (z gorących źródeł), w dodatku jest tam „normalna” wanna (uwielbiam ofuro, ale od czasu do czasu chciałabym mieć wanne tylko dla siebie…:) ) ale nie było mi dane zanurzyć się w niej, bo najwyraźniej wraz z prądem odcięli dopływ onsenu i leciała tylko zimna woda…(A może ten onsen to tylko taka ściema dla gości, a tak naprawde woda jest podgrzewana, więc jak prądu zabrakło to wody nie było jak podgrzać do temperatury onsenowej?... to nawet miałoby sens…:D) Eeetam, w naszym ofuro też onsen leci.
Za to łóżka były baaardzo wygodne…:)

Dlatego nie wiedziałyśmy dlaczego tak źle nam się spało w pokoju nr 201 i dlaczego obydwie miałyśmy jakieś starsznie dziwne sny…? Strasznie dziwne... Może jednak nie doceniałyśmy naszego pokoju w akademiku…? :D

1 komentarz:

  1. Uwielbiam ofuro, już od marca będę się tam bajaczyć. Ale wodę onsenową mam podgrzewaną :(
    Patrykoz

    OdpowiedzUsuń

Autorki

Szukaj na tym blogu