środa, 23 lutego 2011

遊びましょう!(Pobawmy się! )czyli wizyty w 箱根の森小学校 (Szkole Podstawowej Hakone no Mori)

(koniec stycznia)

遊びましょう!(Pobawmy się! ) czyli wizyty w 箱根の森小学校 (Szkole Podstawowej Hakone no Mori)

W pracy nuuuda. Nawet przy goannaiach nie ma już takiego „dreszczyku emocji” jaki był na poczatku, bo jak w kółko niemal powtarza się to samo to robi się nudno. Wiadomo, że czasami zdarzają się klienci zadający mniej lub bardziej skomplikowane pytania, ale myślę, że potrafimy wybrnąć z takiej sytacji. Dlatego trochę nadal nie rozmumiemy, że nie chcą nas puszczać same na te goannai, zwłaszcza, że wszyscy wokoło nas bardzo chwalą za nasze postępy i poziom. Asekuranci:D
No, ale tak tak tak, to praca w saabisu, dostajemy za nią pieniądze, a satysfakcja klienta jest najważniejsza:D

W tym tygodniu naszą odskocznią od pracy była wtorkowa wizyta w jednej ze szkół podstawowych w Hakone. Byłyśmy tam już po raz drugi (w godzinach pracy yuppi!) razem ze stażystami z Indonezji i Imu z Korei, by spotkać się z trzecioklasistami.


箱根の森小学校


Szkoła położona jest w pięknym miejscu, z wielu klas dzieci mają widoki na Owakudani, a nawet na samą Fuji.


boisko szkolne z Owakudani w tle

Fuji, rzecz jasna:)

Za każdym razem przyjmowano nas baaaardzo życzliwie. Na początku dzieci ustawiły się w szeregu i wyznaczone dwie osoby z klsay powitały wszystkich  外国の方 (gaikoku kata/cudzoziemców) w ich szkole. Później była nasza kolej, tzn. każde z nas przedstawiło się i mówiło z jakiego kraju się przyjechało.

Podczas pierwszej wizyty, na początku roku, „bawiliśmy się” w 書道(shodou) kaligrafię, co jest tradycją noworoczną .
W dużej sali gimnastycznej przygotowano stanowiska do malowania, ze wszytskimi przyrządami co są do tego potrzebne, jak papier 和紙(washi), pędzelek 筆(fude), czy 墨 sumi - tusz.





Zajęliśmy swoje miejsca, a nastepnie na środek wyszedł nauczyciel i zagrzewał wszystkich do jak najbardziej starannego rysowania, z „czystym sercem i umysłem” itd.:) Najpierw mieliśmy obserwować jak rysuja dzieci, a potem do dzieła!
Niektóre dzieci podeszły do swojego zadania baardzo poważnie , starannie przygotowując swoje pędzelki, zastanawiając się z którego miejsca najlepeij zacząć, koncentrując się przed postawieniem pierwszej kreski na papierze… kawaii:)))







Osobiście strasznie lubię to machanie pędzelkiem. Dzieci bardzo wczuły się także w swoja rolę naszych nauczycieli, podchodziły i chwaliły, ale jak trzeba, to powiedziały co należy zmienić. I tak mi się np. dostało za to, że swoje imię za pierwszym i drugim razem napisałam nie z tej strony co należy:) ale taki opierdziel mogę dostawać nawet codziennie, spoko:)


nasi mistrzowie w akcji


a oto moje gryzmoły

Za drugim razem pojechalismy, by bawić się z dziećmi w tradycyjne japońskie zabawy i przedsatwić tradycyjne zabawy z naszych krajów. Tym razem na miejsce zabrał nas prawdziwy wypasiony, żółty szkolny autobus:D Dzieciaki wyszły nawet przed szkołę, żeby nas przywitać, wziąść za rączki i zaprowadzić na szkoły. Ech, jakie to słodkie, wymiękam:)
Wymyślenie jakiejkolwiek polskiej zabawy na tą okoliczność zabrało mi i Kasi sporo czasu…(W tym miejscu przypominam: Hanna: lat 27 i Katarzyna:lat 25; dzieciństwo jest dla nich dość odległym wydarzeniem..:D) .
Pomysły były różne: na poczatek chciałyśmy zrobić ludziki z…kasztanów,tylko nie wiedziałyśmy z czego to zrobić…? Inny pomysł to pieczątki z ziemniaków, ale też spalił, bo niewiadomo czy załatwionoby nam ziemniaki w większej ilości (to nie Polska:D może drogie nie są, ale…). Później nasz Anioł Stróż zapowiedział, że może nie będzie więcej czasu niż 5-10minut, więć zostałyśmy jeszcze ograniczone czasem….Ciężka sprawa….I tak, nie mając żadnego lepszego pomysłu, postanowiłysmy nauczyć japońskie dzieci wycinanek w „polske wzorki „ ("polskie wzorki"...baaardzo naciągana nazwa…:D) Papieru i nożyczek w szkole zawsze dostatek. A oto co nam z tego wyszlo:




Całe szczeście japońskie zabawy i zabawa Indonezyjczyków trwały na tyle długo, że ani my, ani Imu nie zdążyłysmy zaprezentować swojej zabawy…

Ubaw był niezły. Podzieleni na dwójki (ja tradycyjnie z Kasia) zostaliśmy przydzieleni do grupki dzieci, z którymi przez pierwsze pół godziny bawilismy się w grę japońską. My trafiłysmy do mega mega kawaii dziewczynek, z którymi grałyśmy w 福笑いfukuwarai, które polega na tym, żeby, mając oczy zasłoniete chustą, przyczepić w odpowiednich miejscach twarzy: oczy, brwi, nos i usta. Nieraz wychodza z tego bardzo zabawne rzeczy, więc było baaardzo śmiesznie.



Później było coś, co pamiętam ze swojego dzieciństwa :dwójka nauczycieli machała długim sznurem-skakanką, a my wszyscy musielismy wskakiwać i przeskakiwać ją po kolei. Po 15 minutach tej zabawy byłam bardziej zmęczona niż lataniem po schodach z góry na dół z bagażami klientów:)

Kolejna była zabawa Indonezyjczyków, która jak się okazał była także znana pod inną nazwą w Japonii. Ciężko mi jest ją wytłumaczyć, w każdym bądź razie najpierw dwie osoby stoją naprzeciwko siebie śpiewając piosenkę, a pod ich rękami przechodzą wszyscy uczestnicy zabawy wężykiem. Osoba, która na koniec piosenki znajdzie się pod rękami tych dwóch osób zostaje „złapana” i wybiera jedną spośród dwóch rzeczy (typu: „jabłko czy banan?”) i przechodzi do drużyny, która nazywa się tak jak np. owoc, który się wybrało. Jak już wszyscy zostaną złapani do jednej z tych dwóch drużyn, rozpoczyna się bieganina po całej sali wężykiem, pierwsza osoba z danej drużyny stara się złapać „ogon” drugiej drużyny. Chyba jakoś tak to było. W każdym bądź razie było przy tym dużo krzyków, pisków, śmiechu.
Na koniec poproszono nas o powiedzenie w swoich językach jak jest „dzień dobry”, „dziękuję” i „kocham cię”. Wiadomo, język polski jest trudny, ale dzieci pomimo zmęczenia wcześniejszymi zabawami wykazywały wiele zapału i energii do nauki i wychodziło im naprawde nieźle:)

fot. Kasia

Wszystko to mialo miejsce w sali gimnastycznej, która próbowano ogrzać do znośnej temperatury jednym piecykiem, co oczywiście musiało skończyć się fiaskiem, ale kto by się tam przejmował zimnem, na pewno nie te zahartowane (zapewne od kołyski ) 9/10 latki. Kiedy zdarzyło mi się powiedzieć do jednej z dziewczynek, że jest zimno, z beztroskim uśmiechem na twarzy odpowiedziala mi coś w stylu ”Nie-eee, nie jest wcale tak zimno!”:) Jak 9 latka daje radę, to ja też, więc przestałam marudzić:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autorki

Szukaj na tym blogu