日本へようこそ!Nihon e youkoso!!! :)
Wielkie lotnisko Narita, wielkie plakty witają –日本へようこそ!/Nihon e youkoso! – Welcome to Japan!:) Yeeey!!! Jestem w Japonii:)Marzenia się spełniają! Naprawdę chciało mi się skakac z radości, ale podróż zmęczyła mnie na tyle (z Monachium 12h, nie bez powodu wszyscy mi mowili –„Hania, gdzie cię tam ciagnie na drugi koniec świata???”), że będące na wykończeniu zapasy energii musiałam wykorzystac na niesienie swoich toreb... A korytarze prowadzące od samolotu do miejsca odpraw wydawało mi się, że się nie kończa i że odległości można liczyć w km...Całe szczęście wszystkie formalności trwały bardzo krótko, dłużej czekałam pod taśmą na swoją torbę, z która nie wiem co robiono, ale do Japonii przyleciała sponiewierana na max.
Biorąc pod uwage po jakim czasie od wyruszenia z Wałbrzycha (Wałbrzych moje miasto:D) dotarłam do Japonii, a minęło ponad 48 godzin, powinnam powiedziec NARESZCIE JESTEM W JAPONII!:)
Generalnie podróż minęła całkiem całkiem, poza małym 24h przestojem w Monachium:), po tym jak nasz samolot z Warszawy odleciał z półtora godzinnym opóźnieniem i samolot do Tokio poleciał bez nas i wylądowaliśmy na 1 noc w hotelu niedaleko lotniska. Winę za to wszystko ponosiła oczywiście pogoda… śnieżyce… ciężko było nadązyć za śniegiem...(Ej, ale skoro Niemcy tez sobie nie poradzili w ten dzień ze śniezycami, to my, Polacy nie mamy się czego wstydzić, prawda?!:D) Jak ja nie cierpię zimy!
Do wolnego od śniegu (w dniu przyjazdu było 19 stopni, więc nieźle jak na początek grudnia!!!) Tokio dotarliśmy niestety 24h po czasie, więc dzień wolny przepadł bezpowrotnie… Wystarczyło czasu tylko na wręczenie omiyage panu O. i krótka pogawędke z jego strony na temat tego, co nas naprawdę czeka (czyli w końcu „kawa na ławę”), (pyszną) kolację z Patronem naszego wyjazdu (nazwijmy tak pana O.), krótki spacer po najbliższej okolicy i gorącą kąpiel w hotelowej łazience, gdzie też po raz pierwszy było mi dane rozkoszować się japońską podgrzewaną toaletą:) Ponieważ musiałam się pilnować, żeby nie zasnąć w wannie biorąc kąpiel, do głowy by mi nie przyszło, że w nocy prawie w ogóle nie zmrużę oka… a jednak… dopadł mnie jet lag gigant. Od północy do 2 jeszcze udało mi się trochę przysnąć, ale od 2 do 6, o której nalezało wstać, zero snu.
O 8 nasz Patron, razem z posiłkami w osobie osoby pani Sensei, przybyli po naszą 5, aby następnie nas brutalnie rozdzielić na stacji Nishi Kasai. Farewell !:)–Asia, Andrzej i Szymon, razem z panem O. udali się w dalsza podróż na mroźna północ, czyli na Hokkaido (mam nadzieje, że mieli ze soba ciepłe sweterki, czapeczki, szaliczki i tym podobne:D), a my wraz z Panią Sensei, do Shinjuku, a z Shinjuku do Hakone, miejsce naszego „domu” do września 2011. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu i w Japonii dopadł nas pech lokomocyjny… Do Hakone-Yumoto miałyśmy dotrzeć słynnym tutaj ロマンスカーRomansu-kaa (niech nazwa nikogo nie zmylii, nie ma w tym pociągu nic nadzwyczaj romantycznego..), czyli szybko i baardzo komfortowo, ale, pociag nie przyjechał.. może to było naiwne, ale wierzyłam w legendę, która powiada, że takie rzeczy tutaj się nie zdarzaja bez względu na jakiekolwiek okoliczności pogodowe, nieoczekiwane sytuacje i kataklizmy..a jednak.. Ulewa i bardzo silny wiatr które hulały nad Tokio i okolicą nad ranem, sprawiły, że jakas cześć trakcji została zniszczona i nie tylko Romansu-kaa nie jeździ jak powinien.. Niemożliwe! I takim oto sposobem, my i nasze tobołki dotarłysmy do Hakone-Miyanoshita po około 3 godzinach (przerwa na obiad wliczona), z trzema przesiadkami, dwoma pociagami i jednym autobusem, co jest rzeczą parwie nie do pomyślenia jak na japońską rzeczywistość. Zmęczone, ale dotarłysmy.
Dwie studentki japonistyki opisujące swoje wrażenia z pobytu na stażu w hotelu w Japonii. Ten sam czas, to samo miejsce, ale często postrzegane inaczej... (stronę najlepiej oglądać w przeglądarce Mozilla Firefox lub jakiejkolwiek innej poza Internet Explorer)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Archiwum bloga
-
▼
2011
(39)
-
▼
lutego
(28)
- Total blackout, czyli ciemno wszędzie, głucho wszę...
- 遊びましょう!(Pobawmy się! )czyli wizyty w 箱根の森小学校 (Szko...
- 世界一の仕事, czyli najwspanialsza praca na świecie
- 日常生活 życie codzienne, czyli サバイバル (survival) szkoł...
- Integracyjne zawody „sportowe”
- W poszukiwaniu góry Fuji, czyli jezioro Ashi, Koma...
- Let's party!,czyli 飲み会
- 一緒に頑張りましょう!, czyli wszyscy razem, ze wszystkich sił!
- Praca i posiłki
- お待たせいたしました…
- Dormitorium (tudzież Akademik)
- Hakońskie okolice
- こい こいお正月… , czyli Nowy Rok po japońsku
- Show me the money...czyli dzień pierwszej wypłaty ...
- Kamakura( 鎌倉) i Enoshima (江の島)
- Wrażenia poświąteczne
- Śnieg w Hakone
- ホホホ ポーランド!/ Ho ho ho Poorando!
- あなたの体は100%元気?
- Owakudani (大涌谷) i Ashi no ko(芦ノ湖)
- 頑張って下さい!
- 日本の現実, czyli japońska rzeczywistość
- お辞儀をお願いします!Ukłon proszę!
- Fujiya Hotel welcomes new members!
- W ramach wstępu. A raczej: Od czegoś trzeba zacząć.
- 日本へようこそ!Welcome to Japan!
- Refleksje przed
- Irasshaimase
-
▼
lutego
(28)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz