poniedziałek, 7 lutego 2011

お辞儀をお願いします!Ukłon proszę!

お辞儀をお願いします!Ukłon proszę!

Pierwszy tydzień i przyuczanie minęły szybko, choćiaż boleśnie (w dalszym ciagu jet lag).

Na samym poczatku dostałyśmy od naszego Anioła Stróża taki ogólny manual dotyczący tego jak mamy wyglądać, usmeichać się, klaniać , jaka formułkę w jakiej sytuacji zastosować i tym podobne. Nasze włosy (pod warunkiem, że będą spiete), paznokcie (pod warunkiem, że będą nie pomalowane i krótkie) i makijaż (że będzie, ale tak jakby go nie było) zostały wstępnie zaakceptowane. Formułki, uśmiechy i ukłony (chyba nie musze nikomu mówić jaka moc na ukłon w Japonii..:)) zostały nam wdzięcznie zaprezentowane, a następnie kilka razy przecwiczone. Acha, i rzecz bodaj najważniejsza: w każdej sekundzie pracy pamiętaj: satysfakcja klienta jest najważniejsza! Mowię poważnie: satysfakcja klienta jest najwazniejsza:D

Została tylko przymiarka stroju. I tutaj delikatnie mówiąc załamka….Nie to, żebym miała coś do seifuku (mundurków), ale….czy ktoś pamieta serial „Dynastia”i stroje Alexis lub Crystal? Bo góra naszego mundurku jest jak żywcem wzieta z epoki tamtego serialu.., dla uproszczenia powiedzmy, ze są to lata 80-te – szerokie ramiona, zwężenie w talii i kończy się zaraz za nią, czyli krótkie jak diabli:D Ja wprost uwielbiam lata 80-te, ale nie w wydaniu mundurkowym…Przez pierwsze dni pracy w tym wdzianku, wyklinałam je niemal w kazdej minucie i ciężko było mi nie myślec o tym jak strasznie muszę w tym wyglądać.. Codzienne ćwiczenie wykonywane przed lustrem w naszym jimusho, wmawiania sobie, że tak naprawdę jest super, po jakims czasie dało efekty i pozwoliło mi skupic się wyłącznie na pracy:D Pogodzenie się z ze swoim wyglądem w tym uroczym stroju służbowym, zaliczam to do jednych z większych moich osiągnięc na stanowisku bell girl do dnia dzisiejszego:D

8 grudnia o 9 rano zaczęłysmy pracę w ゲストリレーション課, czyli sekcji Guest Relation. Tutaj powitał nas nasz 課長kachou, kolejny pan O., jak się okazało bardzo (o maj Gad!) „w dechę gośc”:D , co mnie osobiście pozytywnie zdziwiło, bo spodziewałam się uprzejmego, ale surowego jegomościa:D..Ale spokojnie, znalazły się dwie osoby, które nadrabiają za niego surowością i czasami troche brakiem życzliwości czy zrozumienia dla innego sposobu myślenia:) U jedenj z nich irytowało mnie bardzo, gdy po ponad miesiącu pracy mówiła osobom dookoła w dodotaku przy nas, że my nic właściwie nie rozumiemy po japońsku (nie jesteśmy alfa i omega, ale cos już umiemy..) i konsekwentnie myliła Polske z Hangarii (Węgrami), a co gorsza zdawało się, ze ma wyobrażenie, że w kraju and Wisłą sa niedźwiedzie polarne a ludzie przyodziani w skóry zwierzęce z dzidami w rękach za tymi niedźwiedziami biegaja:D Cóż, wychodzę z założenia, że tak to już jest, że zawsze znajdzie się ktoś, kogo trudno jest ci polubić, ale w pracy nie chodzi o wzajemną adorację:D ..A zresztą….,łatwiej jest olać jedna czy dwie osoby mniej życzliwe, kiedy pozostała przeważajaca cześć jest straaaaasznie miła, życzliwa, cierpliwa i skora do pomocy ありがとう!

Praca w Guest Relation oznaczała pracę na pierwszym froncie – przed głównym wejściem i w głównym wejściu, kierowanie klientów do róznych miesjc w hotelu, zaprowadzanie klientów do ich pokoi - przy tych pracach należy jeszcze intensywnie myślec używając języka w jedyny słuszny sposób (czytaj: keigo), bo gestykulacja nie wystarczy, no i (o zgrozo!) klient ma to do siebie, ze może zacząć zadawać pytania..; GR to także prace czysto fizyczne, czyli „opiekowanie się” bagażami klientów na różne sposoby (czyli bagejji up/down/in i tym podobne), czy też sprzątanie w formie: zamiatania, pucowania, ścierania, mycia, odkurzania i wszystko inne co do tej kategorii się zalicza.

Po kilku dniach pracy pisalam jak poniżej:

Kolejny dzień pracy w ochydnym mundurku za mna. Lepiej się przyzwyczajcie, ja na prawde strasznie nienawidze tego okropnego wdzianka i mam zamair za kazdym razem o tym pisac (nie będę tlumic tych negatwynych emocji :) ). (JAK WIDAĆ MOJA TERAPIA PRZED LUSTREM WTEDY JESZCZE NIE DZIAŁAŁA:D)
Dzisiaj było lepeij niż ostatnio. Starałam się skupić na tym co mam robic, a nie na tym jak wygladam, choc to bardzo trudne zadanie jak tyle osob non się patrzy chociazby z racji tego, że nie mam skosnych oczu, tylko duże i niebieskie. Pozatym dzisiaj nie było tej jednej przełożonej, która jest upeirdliwa.

Przeważnie prace zaczynamy przy wejsciu – witamy w drzwiach gości – ukłony (niezliczona ilość ukłonów! Ej, ja w całym życiu tyle razy się nie kłaniałam co w ostatnim tygodniu) i formułki irasshiaimase/witamy, ohayou gozaimasu – dzien dobry (ranem) lub konnichiwa (po 12), goyukkuri douzo/miłego pobytu (mniej więcej). Uśmiech od ucha do ucha.
Dzisiaj stałyśmy tak z godzine przed wejściem. Dali nam plaszcze i futrzane szaliki, bo się zimno zrobiło. Stanowią one na serio najładniejszą część naszego seifuku – mundurku. Gdyby nie rozmiar, wygladalabym nieźle:) W tych płaszczach i szalikach Kasia wyglada jak rosyjska ksieżniczka, ja może jak bałkańska (bo blond i brunetka):D

Później, a właściwie to w międzyczasie, tardycyjnie sprzątanko wszelkich powierzchni. Jak klient przejdzie koło nas to zatrzymać pucowanie - ukłon i formulka.

Trzy razy na dzień należy pójśc na basen sprawdzić poziomu chloru w basenie. To chyba będzie nasze ulubione zadanie, bo na basenie jest ciepło i nikt na nie nadzoruje. Wszstkie informacje skrzętnie notujemy w specjalnych tabelkach – temp pomieszczenia, wody w basenie, wody w jaccuzi, i poziom chloru, jak za malo to dosypujemy odrobinke スパークリーン supaakuriin (coś jakby chlor w proszku) . Robimy też rundke po terenie basenu i sparwdzamy, czy nie ma śmieci do wyrzucenia, czy nie brak reczników i wody do picia (oczywiście kubeczkow też). Acha- i sparwdzamy czy wszystko jest ulożone tak, ze wyglada kirei (pieknie).:) Wszystkie te czynnosci w tym okropnym mundurku i czapce.

Nastepnie nieco mniej „kobiece” zadanie „baggeji down”, ale kto by się tym przejał w kraju, gdzie o równouprawneiniu mało kto słyszał:D (żarty, nie jest tak źle..). baggeji down polega na…tak, znoszeniu bagaży klientów z góry na dół, pod główne drzwi. Od małych pakuneczków, po sporych rozmiarów torby podróżne, a co tam:) (zostałam raz skomplementowana, że jestem „chikaramochi” (siłacz) .Dziękuje..:) )

(Tak przy okazji to moje prostackie polskie oczy nie widziały, a ręce nigdy w życiu nie trzyamły tyle luksusowych torebek i torebeczek…louis vitton (chyba kazda szanujaca się dziewczyna/pani ma choćby portfelik tej marki), Prada, Chanel, Dior, Hermes….)

Kolejna misja to „baggeji in” czyli dostarczanei bagaży klientów do ich pokoi. Jeden z nielicznych momentów kiedy znikamy z oczu większości nadzorujących nas osób i klientów (dyskrecja). Należy wszystko dokładnie pare razy sprawdzić, czy dobry bagaż w dobrym pokoju, oczywiście opisac itd. Itp.

Później pół godziny na obiad. Dzisiaj znowu był ramen. Tutaj masa ludzi uwielbia to zupo-danie. To jest slone jak diabli, na bazie sosu sojowego zdaje się ( a czegóż by innego..) a w tym makaron, kawalek miesa, kawalek czegoś niezwykle dziwnego o samku ryby, i cebulka, która jest ostra jak sk…skurczybyk:D. Ogólnie ujdzie, ale ta cebulka strasznie raz zadziałała na mój żołodek, powodujac skurcze uniemożliwiające wypsrostowanie się, wiec przez około 2 godziny chodziłam po hotelu w pozie wiecznego kłaniania się (dlatego nikt nie poznał, że obiad mi zaszkodził).

Później znowu jakieś wypełniacze czasu typu noszenie bagaży, witanie& sprzatanie. Wszystko w tym ochydnym seifuku.

Przed 14 zaczyna się check in i „oheya goannai” czyli doprowadzanie klientow do ich pokoi, pchajac wózek z bagażami i opowiadajac co gdzie jest w hotelu, od której do której, a i o historii hotelu warto przy okazji wspomnieć, no i o wyjściach ewakuacyjnych też, tak jak i o tym, że i z przysznica leci onsenowa (gorąco żródlana) woda.

Nastepnie opowiadamy tez co gdzie i jak jest w pokoju, pytamy czy temperatura w pokoju jest ok., jak nie to tu jest remokon (pilot) do eakon (klimy), a w szufladzie sa yukaty (w wielkim zachodnio pojetym uproszczeniu: cos w stylu szlafroka, w mniejszym uproszczeniu: ale tak naprawdę żaden to szlafrok, tylko tradycyjne japońskie odzienie, często noszone kiedyś , a nawet i dzisiaj na ulicy) , a tu stoją surippaa (papcie). Należy zaznaczyć że w tych dwóch ostatni ch elementach wyposażenia gość nie może się pokazywać poza swoim pokojem. Potem upewniamy się, czy gość wszystko zrozumial i nie ma więcej pytań, a w razie czego to proszę wykrecić nr 8 do fronto deskku (..front desk). Aaa i jeszcze obsluga zamka w drzwiach…Pózniej uprezjmie przepraszamy, że w ogóle ośmieliliśmy się…cokolwiek, shitsurei itashimasu, goyukkuri douzo i e voila – goannai zakończony, pędzimy do nastepnego goscia.

Ogólnie uważam goannai za najprzyjemniejsza część pracy bell boya (większość klientów jest na parwde bardzo miła, zaczepia nas skąd jestesmy itd., jako że widać, że nie jesteśmy z Japonii, wiec można wdac się w mala pogawedke..), chociaż jest to jednocześnie najtrudniejsza część, bo należy bardzo dobrze orientować się co i gdzie i o której w hotelu jest (ba! Trzeba wiedzieć jak się nie zgubić, co nie jest łatwe po dwóch tygodniach), nie wjechacć wózkiem w nogi innych gości, że nie wspomnę o tym, że ( co oczywiste w sumie..), cały czas mówimy po japońsku w mega uprzejmy sposób :) (KEIGO RULEZ!!!:D)

(No jeżeli ja potem wróce do Polski i nie będę keigo-master to rzuce te studia:D)
Z
aznaczam, że na razie wyżej wymienione obowiązki wykonujemy pod pełnym nadzorem strony japońskiej, zawsze ishho ni (razem):)

W ciągu dnia są jeszcze dwie 15 minutowę przerwy na toalete, kawe czy cokolwiek.

Jeżeli czekamy na kolejny goannai, nie czekamy tylko stojąc i uśmeichając sie (rzadko się to zdarza), ale czekamy aktywnie– poprawiamy poduszki na fotelach i kanapach w lobby, układamy ładnie gazety i broszurki, sprzatamy dywany, albo też zaglądamy jakie jest menu w hotelowych restauracjach. Co do aktywnosci, to należy być „akutibu na” i samemu zgłaszać się do wykonywania zadań wszelkich jeżeli…nie mamy co robic.. :)
U nikogo nie zauważylam podejści a typu „jakoś to będzie”, tutaj raczej nikt nie powie do ciebie „a spoko, wiesz co, nie ma co robić, wyluzuj, siadaj na chwile..”. Zawsze jest co robic, nie „popierdzisz sobie w stolek”:D

Całe szczescie na parwde wszyscy pracownicy (oprócz jedej jedynej osoby) sa baaardzo mili, pomocni, wykazują dużo cierpliwości i starają się ze wszelkich sił przekazać nam swoją wiedze. A my notujemy co się da w naszych notesikach i staramy się zapamietać jak najwiecej jak najszybciej, bo jesteśmy powoli wystawiane na sytuacje „sam na sam” z klientami:) I to wszystko w tym ochydnym mundurku..:(
Pzdr.
Haniam

Tak to mniej wiecej wyglądało po dwóch tygdoniach….疲れた。

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autorki

Szukaj na tym blogu