wtorek, 15 lutego 2011

Show me the money...czyli dzień pierwszej wypłaty i nieporozumienie nr 2

Show me the money...czyli dzień pierwszej wypłaty i nieporozumienie nr 2.

27 grudnia był jednym z bardziej wyczekiwanych przez nas dni, taka naszą spóźniona gwaizdką, bo własnie w tym dniu miałyśmy dostać swoja pierwszą wypłatę, przynajmniej tak było napisane w umowie. Tzn. w umowie jest 25 każdego miesiąca, ale 25 teraz wypadał w sobotę, w sobote, wiadomo banki nieczynne, wiec padło na 27, poniedziałek.
To miał być taki piekny dzień – miałyśmy odebrać swoje ciężko zarobione pieniądze, następnie udać się do Odawary na jakie zakupy (wykraczające poza kawe w puszce i cos słodkiego do niej, albo cos super niezbednego do życia), spacer nad oceanem i zwiedzanie zamku. Taki był plan, ale niestety..I bynajmniej to nie pogoda popsuła nasze plany, ale…system naliczania wypłat panujacy w naszym hotelu.

A zaczeło się tak normalnie.Wyspałyśmy się, wstałysmy, później ofuro, śnaidanie i po wyplate. Wręczono nam koperty, jak myślałyśmy z pieniędzmi. Wyszłysmy szczęsliwe, ale otwieramy, a tam w środu pieniędzy ni ma..sa tylko jakieś kanjie i cyferki.Hmmm,…, pomyślałysmy, że oni zapomnieli chyba, że nie mamy jeszcze konta w banku, więc należy to wytłumaczyć i cash please..ale ale – na samym dole widniała nie kwota z umowy! Nawet nie połowa tej sumy...To nie może być prawda, pomyślałyśmy i pobiegłyśmy do jinjika, do naszych Aniołów. Po kilku telefonach i sprostowaniach, zostalysmy oswiecone: kwota ktora widzimy jest kwota za dwa tygodnie przepracowane na poczatku grudnia bo tutaj naliczaja od 15 do 15 kazdego miesiaca..O-MAJ-GAD. Tajemnicza koperta sie nie mylila! Jak popracujemy caly miesiac dostaniemy normalnie cala kwote...To bylysmy, ze tak sie wyrażę niezbyt elegancko, udupione...

Że też o tym nie pomyslalysmy...Teraz tak sobie myśle, że może byłysmy naiwne, bo bardzo tej kasy potrzebowałysmy, po pierwsze: nie przywiozłyśmu ze soba dużo, po drugie: zwłaszcza, że zaciągnełyśmy dług u naszego kacho,p.O... ( no ale jak mogłysmy mu odmówic, skoro pare razy „zapraszał” nas do O""Ginkou:) promocja 0% ).

Wycieczki nie było, zakupów nie było, należalo wrocić do pokoju i zastanowić się ile, jeżeli w ogle, oddac naszemu kacho, jeżeli w ogle to czy piękne oczy i omiyage z polski w postaci pierników toruńskich wystarczy, aby odroczyć spłatę długu, no i jak tu przeżyc za reszte przez nastepny miesiac, jeżeli w planach ma się sylwestra w tokio:) przy zmartwieniu najlepiej, wiadomo, mysli się pijac drinka, którego i tak nalezało kupić, bo skromna wyplata to tez wyplata, a że w dodatku pierwsza, to nawet inazcej nie wypadalo…:)

Finał tej historii był taki, że kacho dał się przekupić piernikami (i pieknymi oczami), dzienny limit wydatków został (w moim wypadu przynajmniej) ustalony do odwołania (czyli kolejnej wypłaty), a i na bilety do Tokio pieniedzy starcyzlo, więc stwierdzam ogólnie, że wielka krzywda mi się tutaj nie stala:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autorki

Szukaj na tym blogu