środa, 9 lutego 2011

日本の現実, czyli japońska rzeczywistość

(Poniższy wpis dotyczy wydarzeń z połowy grudnia 2010)

Kolejny dzień w karju wschodzącego słońca, ukłonów i nadgorliwych pracowników za mną:)

Wczoraj miał miejsce mały japońsko – polski zgrzyt, nieporozumienie.
Jeszcze w tamtym tygodniu jak przedstawano nam grafik na ten tydzień miałyśmy mieć dwa dni wolengo, czyli 14 i 15. Jak przyszlysmy do pracy 13, to mowiono nam ze jednak to jest tak ze część dnia 14 i 15 pracujemy, a częsc dnia idziemy na paati (party).

14 miało być kurisumasu no paati, a 15 paati z burmistrzem Hakone i osobami odpowiedzialnymi za turystykę w regonie. Super! – pomyslałyśmy sobie. Spotkanie z burmistrezm – fiu fiu:D Kurisumasu no paati – dziękujemy za poszanowanie naszej religi i zwyczajów kraju z którego pochodzimy..:D

A jednak..rozczarowanie nastapiło godzine przed tym własnie miłym zdawało się wydarzeniem…wtedy to uświadomiono nas, że owszem idziemy na to kurisumasu paati, ale w charakterze…saabisu (service), czyli będziemy zabawiać japońskie maluchy (bo to była impreza tylko dla dzieci), rozdając im ufundowane przez właścicieli hoteli z Hakone prezenty, nalewać soki i sprzatać talerze itd. No ok., wszystko rozumiemy, to na pewno można zaliczyć do częsci naszej pracy,no i japońskie dzieci są baardzo słodkie, ale dlaczego nikt nam wcześniej nie powiedział o tym, że to jest dla nas shigoto (praca), a nie paati???...:D
Naprawdę nie była to kwestia tego, że któraś z nas źle zrozumiala to co zostalo powiedziane po japońsku….Niezrozumienie wynikło z innego sposobu myślenia i podejścia do jakichkolwiek obowiązków, a nie z niezrozumienia stricte językowego. Dla Japończyków po prostu nasz udział w czymś takim potraktowany był chyba jako pewnego rodzaju wyróżnienie i okazja do pogodania z ludzmi z innych hoteli i z dziećmi, dlatego nie było to zaliczane jako shigoto,chociaż tak na prawdę tym shigoto było…Wytłumaczenie stronie japońskiej naszego sposobu myślenia zajęło nam około godziny, po czym musiałysmy szybko przywdziać nasze urocze (bleeeeeeeeeeeeeeeee!) mundurki, wsiadać do auta i jechać na kurisumasu no paati do innego hotelu. No coż, życie..

Najgorsze w tym wszystkim tak na prawdę było to, że nikt nam nie powiedział dokładnie na czym ma polegać nasze zadanie, dokładnie: co mamy robić? Na początku byłyśmy bardzo zagubione, bo to była spora impreza, w sporej sali z mnóstwem jedzenia i picia i nasze skromne dośwaidczenie z kameralnych raczej knajp w których pracowałyśmy jako kelnerki nie za bardzo się przydało…Stałyśmy tam jakiś czas totalnie zagubione i nie weidziałysmy co ze sobą począć. Całe szczęście po jakimś czasie, z pomocą koleżanek z Indonezji co są też na stażu w naszym hotelu, odnalazłyśmy się w sytuacji na tyle, że pomagałyśmy chociaż nalewać soki, napełniać szklanki lodem i takie tam. Inna sprawa, że powiedziano nam ze impreza potrwa około godizny, a jak wyjechałysmy spod naszego hotelu o godzinie 13.30, tak wrociłysmy okolo20 do swojego pokoju. Ogólnie mogło być gorzej, jednak pewnego rodzaju nieścisłościi i brak informacji co tak naprawdę mamy tam robić, nie podobały mi się. Pewnego rodzaju wynagrodzeniem było to, że jak już pomachaliśmy na do widzenia dzieciom, wszystkie osoby pracujące nad całą impreza siadły razem i zajadały się pysznym jedzeniem, które zostało, a zostało mnóstwo (serio, to nie były jakies ochłapy..), mniam mniam mniam:))) nie wiem jak ja zmiescilam to wszystko:D

Jaka nauka wypływa z tego wydarzenia: shigoto to nie shigoto, a yasumi to nie yasumi. Albo shigoto to yasumi, yasumi to shigoto:D

Fakt, jestem jeszcze za krótko w Japonii, by wyciągac jakieś daleko posuniete wnioski, ale jak na razie z tego co widzę, legendy o pracowitości i zaangażowaniu w pracę to nie legendy, ale rzeczywistość. Podejście Japończyków do pracy (przynajmniej tych pracujacych u nas w hotelu) jest baardzo poważne…Od razu zaznaczam, że nie chodzi mi o to, że w Polsce nie podchodzi się do swojej pracy poważnie. Wydaje mi się po prostu, że w Japonii to jest jednak jeszcze wyższy poziom zaangażowania.:) Nie wiem, czy to bardziej jaka kwestia honoru, "dobrego imienia", nie jestem pewna.
Odczuwa się też wyraźnie hierarchie w pracy. To nie jest tak, że ci co są niżej w hierarchii sa traktowani źle, czy nie jest im okazywany szacunek, ten szacunek, czy też życzliwość jest okazywana, ale ta osoba ma wiedzieć jednocześnie jakie miejsce zajmuje w tej hierarchi i że ma zrobić jak mówia ci z góry bez żadnego „ale”, z uśmiechem na twarzy i pełnym zaangażowaniem. Zero dyskusji. Nie wypada w parcy marudzić na cokolwiek i kogokolwiek, obgadywać, co w Polsce moim zdaniem jest nagminne. Nie mam pojęcia jak Japończycy się zachowuja w zaprzyjaźnionym gronie, czy też jak przyjdą do domu, czy właśnie obgadują i marudzą na pracę, ale nie słyszałam tego (jak dotąd) tutaj. Wszyscy sa uprzejmi do granic uprzejmoci:) Nie ma znaczenia co myślą sobie w środku, nie zobaczysz tego na zewnatrz. Aż mnie to chyba momentami neico irytuje, chociaż z drugiej strony budzi swojego rodzaju szacunek i podziw.

My, jako jedne z niżej stojących w heirarchi robimy co nam każą, a jedyne co mówimy w takich sytuacjach to: hai/wakarimashita/kashikomarimashita/arigatou gozaimasu:D Dusykusje są, jak się przekonałyśmy, nie za bardzo na miejscu..:D Dlatego myślę, że jak wczoraj wyraziłysmy zdziwienie, że okolicznosć, w której robimy saabisu nie jest wpisane w nasz grafink i próbowałyśmy wyjaśnić sytuację z kurisumasu paati, to wywołałyśmy konsternację u naszych przełożonych i opiekunów.Sorry…

To jest chyba właśnie to Nihon no genjitsu - japońska rzeczywistość, o której pisałam w swoim cv, że chce poznać..:) to mam co chciałam:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autorki

Szukaj na tym blogu