środa, 27 kwietnia 2011

Welcome to The Land of Chaos, czyli restauracja wita!

Welcome to The Land of Chaos, czyli restauracja wita!



Nadszedł ten dzień – ostatni dzień w Guest Relation-ka, albo jak kto woli ostatni dzień w znienawidzonym mundurku:)
Od 16 lutego jesteśmy w ryourika – części restauracyjnej hotelu, czyli mamy
(wyrażając się niezbyt elegancko) przesrane, przynajmniej tak wszyscy (najdelikatniej mówiąc) opisywali trudy pracy w restauracji…

Dzień przed, próba generalna – przymiarka nowego mundurku, a jakżeby inaczej. Była to dla mnie miła odmiana tego dnia, ponieważ w ostatni dzień w Guest Relation - ka, by nie obciążać mnie pracą fizyczną typu noszenie bagaży, powierzono mi starsznie monotonne zadanie przybijania hotelowej pieczątki na ulotkach (szczerze mówiąc nie wiem, czy od tego nie bolało mnie bardziej, ale nie chcę narzekać, bo wiem, że myślano o tym żeby mi ulżyć w cierpieniu :) ).

Kontunuując o mundurku..no jest lepiej niż w GR:) Przede wszystkim jest spódnica (ha!!!), żakiet znowu ma wielkie ramiona z poduszkami i jest zwężany u dołu(cóż, widac już taka nasza karma mundurkowa – nadal będziemy niczym Alexis i Crystal:P) , ale tak jakoś lepiej trochę leży i ma taki nawet niczego sobie kolor jasny fioletowy. Całym uwieńczeniem stroju jest malutka muszka przy koszli. Ten element jest chyba najladniejszy. Spódnice też lubię, chociaż jest dość szeroka, ale w porówanianiu ze spodniami z GR, które musiałam zapinać prawie pod biustem, rewelacja!:D

Kiedy przyszłyśmy w pierwszy dzień pracy do GR-ka, pierwsze co, przedstawiono nam kachou, który następnie przedstawił nam pozostałych pracowników, wytłumaczył na czym będzie polegać nasza praca, pokazał grafik, ba! –zapytal nawet kiedy chcemy mieć wolne i jakie są nasze oczekiwania/priorytety na stażu:)– mowiąc krótko pełna jasność.
Wiedziałyśmy dobrze kto tam rządzi wszystkim i wszystkimi, kto tylko niektórymi, a kto jest pionkiem jak my. Wiedziałyśmy też do kogo mamy się zgłośic w razie jakichkolwiek niejasności i problemów, z czego nie raz skorzytałysmy. Fakt, zdarzały się wpadki i małe nieporozumienia (jak z kurisumasu paati, o którym kiedyś pisałam), ale ogólnie w GR panował porządek i dyscyplina (Jawohl!:P). No i generalnie wszyscy byli taaaacy milutcy, że ciężko było się z nimi rozstawać.

Kiedy pojawiłyśmy się w pierwszy dzień pracy w ryourika – na twarzach szefostwa (chyba szefostwa, bo nikt nam nikogo nie przedstawił) można było dostrzec strach połączony ze zdziwieniem, wyrażające myśli w rodzaju „Achaaa….to wy od dzisiaj jesteście tutaj?..No tak..! To co by z wami zrobić…? hmmm…No to idzcie do Mendai (Main Dining Room)”.
Nawet nie wiedziałysmy kim tak naprawdę był rozmwiający z nami Pan i jak bardzo mamy się go bać, nie mowiąc o tym, że nie wiedziałyśmy kogo mamy się tutaj bać najbardziej…Nawet swojej szafki nie dostałysmy, biedne.

Dobra, zrobiłśmy jak nam kazano i udałyśmy się do Mendai. Tam też zdziwienie- oto nadzszedł ten dzień, kiedy Poorandojin przeszły na restauracje - nie do wiary! :D No ale skoro juz tutaj są, to nie ma czasu do starcenia – jedna za miotłę, druga za szczotkę i jazda od roboty! Może jedna ososba na dziesięc przedstawiła się nam.

Jeszcze bardziej od tego irytujace było jak przyszła pora na przerwę i jeden z pracowników do nas podszedł i wykonując gesty sugerujące jedzenie powtarzał co raz „Gohan. Gohan. To eleven thirty. Gohan.Gohan.” Kali rozumieć!Kali iść zjeść i wrócić!...Ech!...Najwyraźniej nikt też nie przekazał pracownikom ryourika, że mogą do nas, chociaż tego rodzaju informacje przekazywać w „normalnym” języku.(Mercy!!!:P)

Podczas naszego pierwszego lanchu w Mendai własciwie tylko stałyśmy z boku przy wyznaczonej na naszego opiekuna osobie i przyglądałyśmy się pracy.
Obserwując prace w kuchni nie chciało nam się wierzyć, że wychodzą stąd wykwintne dania kuchni francuskiej, za które klienci płacą nawet po 10000 jenów za cały posiłek z przystawkami itd.
Wszyscy kelnerzy i kelnerki na sali restauracyjnej opanowani, z gracja i elegancją serwują potrawy, nalewają wodę i te bardziej szlachetne trunki. Jak tylko znikna z pola widzenia klientów – w nogi! Biegają jak szaleni po naprawdę sporych rozmiarów pomieszczeniu glownym i zapleczach, krzycząc „Poproszę to...i tamto!”,
Kiedy lunch się skończył, przed 15, kazano nam udać się na kolejną przerwę.
Myślałyśmy, że będzie to przerwa 15 minutowa, ale kazano nam pójsć na przerwę która miała trwać do…18, czyli 3 godziny. Od 18 pracujemy póniej do 21.30…Troche niefajnie, pomyślałysmy sobie, ale wtedy miałyśmy jeszcze nadzieję, że tak nie będzie codziennie, jak ładnie poprosimy. I na pewno dostaniemy grafik.

Nic z tych rzeczy. Po zakończeniu pracy, które oznajmiono nam wskazując gestem ( again…:D) dłoni na zegarek i powtarzajac :"Finish.Finish."(Oh GOD have mercy!!!:P) powiedziano nam tylko, że jutro też na 11 i to by bylo na tyle...
Że nigdy z Kasią w takich momentach nie dawałyśmy za wygraną, postanowiłyśmy drążyć. No ale z kim my mamy gadać?! Z tym łysym wysokimi o bardzo donośnym głosie, z tym co prawie nic z nami nie gadał tylko siedział przy biurku, z tym młodym dosć przystojnym, co nas wysłał wcześniej do Mendai, czy...no z kim? Gdzie jest Pan i Władca tej Krainy Chaosu?:P

Niestety, nie rozwikłałyśmy tej zagadki pierwszego dnia naszej pracy w ryourika i wróciłyśmy do naszego pokoju mocno zdziwione tym jak to wszystko tam funkcjonuje. Przynajmniej na pierwszy rzut oka…

Pozostawało nam tylko mieć nadzieję, że po kilku dniach ta Kraina Chaosu cudownie zamieni sie w Krainę Ładu i Harmonii:D

No i ja miałam jeszcze jedno życzenie - żeby leki co dostałam od lekarza w końcu zaczęly dzialać, bo ramie nadal bolało jak diabli:(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autorki

Szukaj na tym blogu