sobota, 23 kwietnia 2011

Bankomaty i inne pomysły Japończyków na utrudnianie życia


Bankomaty (pisane jeszcze w Japonii)
W naszym małym sklepiku-markeciku pod dormitorium jest bankomat. Myślałam, że tam bez problemu wyciągnę w razie potrzeby pieniądze. Gdy udałam się tam z zamiarem uczynienia tego okazało się, że bankomat owszem – karty visy obsługuje. Ale tylko te wyrobione w Japonii. Spytałyśmy się następnego dnia w hotelu, czy gdzieś w pobliżu jest bankomat, z którego będziemy mogły wyciągnąć te pieniądze. Pan Japończyk po paru telefonach oświadczył nam, że nigdzie nie wyciągniemy tej kasy (no mooże w Tokio). Ale jak potrzebujemy bardzo pieniądze, to oni nam mogą pożyczyć 3-4 tys. jenów  (ok. 100-140zł). My miałyśmy zamiar z tych pieniędzy może nawet komórki sobie kupić, czy nawet za internet zapłacić (jeśli już będzie w pokoju u nas – na co my głupie liczyłyśmy... ech). A sam internet kosztować miał miesięcznie 190zł... Parę godzin później trochę podłamana (i niedowierzająca w to, co usłyszałam) stałam w lobby, gdzie zagadał do mnie Amerykanin pracujący u nas w hotelu – Patrick. I tak nagle mnie olśniło, że jak już ktoś ma wiedzieć, gdzie obsługują zagraniczne karty, to tylko Patrick. No i oczywiście po minucie miałam wydrukowaną listę razem ze zdjęciami, mapkami i godzinami otwarcia. W okolicy jest 5 miejsc, gdzie obsługują karty z zagranicy. Niestety trzeba kawałek podjechać do każdego miejsca (ale bliziutko). No i pytaj o cokolwiek Japończyków ;) Zadzwonią do paru przełożonych, czy znajomych żeby się zapytać, a i tak źle Ci powiedzą. Potem dopiero zorientowałyśmy się, że tylko ludzie z recepcji są tak naprawdę zorientowani w takich sprawach. Wiedzą tam wszystko i mają wszystko, co tylko możesz potrzebować do szczęścia (no prawie).
Miałyśmy już listę bankomatów, ale przygoda z nimi jeszcze się nie skończyła. Pojechałyśmy do pobliskiej Gory (Gora też jest w Hakone, ale trzeba do niej dojechać pociągiem). Stamtąd jedzie się do Owakudani (o którym w innej notatce). Miałyśmy zamiar wyciągnąć kasę i jechać od razu na zwiedzanie. Ale oczywiście, żeby nie było za prosto, okazało się, że bankomat jest akurat „out of order” (umarł). Więc za nasze ostatnie pieniądze (akurat miałyśmy wyliczone pieniądze na taką ewentualność, ale już nie miałyśmy nawet pieniędzy na herbatkę) wróciłyśmy do hotelu, poszłyśmy do szefa i poprosiłyśmy go o pożyczenie 2 tys. jenów, na bilety do kolejnego bankomatu. Bilet kosztuje 260 jenów, ale trochę więcej kasy potrzebowałyśmy na wypadek, gdyby ten bankomat też był akurat „out of order” i musiałybyśmy wrócić do domu z niczym (potrzebowałyśmy jeszcze koniecznie kupić proszek do prania, stąd dodatkowe parę jenów). Szef śmiał się z nas strasznie (jak zwykle), ale pieniądze bardzo chętnie pożyczył. Chciał nawet 10 tys. pożyczyć, ale nie skorzystałyśmy. Każdemu życzę takiego fajnego szefa ;) Tego samego dnia jeszcze oddałyśmy mu pieniądze, wcześniej wyciągnąwszy je w końcu w bankomacie. Śmieszna rzecz z tymi bankomatami jest jeszcze taka, że można wyciągnąć tylko i wyłącznie 10 tys. jenów. Więc jak ktoś ci przeleje 100 zł, czy nawet 300 zł na „drobne wydatki”, to nawet nie będziesz miał jak tego wyciągnąć z konta. Można oczywiście za każdym razem płacić tą kartą w sklepie (choć wątpię żeby wszędzie była taka możliwość), ale za każdym razem jest pobierana prowizja od tego. Kurs też nie jest za fajny, bo najpierw zamieniają złotówki na euro, a potem z euro na jeny. Przy wyciąganiu pieniędzy z bankomatu jest zresztą tak samo. Ale płaci się tylko jednorazowo prowizję (w WBK 5 zł). Jeśli bym przelewała pieniądze prosto z konta polskiego na swoje japońskie konto, to wtedy kurs jest lepszy, bo od razu zamieniają złotówki na jeny. Pewnie bym z tego skorzystała, gdybym tylko miała pojęcie jak to zrobić. Nie byłam pewna jaki mam numer konta (czułam się trochę zagubiona w japońskiej bankowości) i jakie dane są do tego przelewu koniecznie potrzebne.  

Konto w japońskim banku i telefon w japońskim Softbanku (taka sieć komórkowa)
Jeśli myślicie, że to koniec przygody z wyciąganiem pieniędzy, to się mylicie. Gdy dostałyśmy w końcu karty cudzoziemca nasza Anielica Stróżyca pojechała z nami do japońskiego banku, żeby nam założyć japońskie konta (na które hotel przelewał nam comiesięczne kieszonkowe). Otrzymałyśmy od razu takie sprytne książeczki, dzięki którym mogłyśmy wpłacić pieniądze na konto. Normalne karty do bankomatu miałyśmy otrzymać za ok. 3 tygodnie. Szczęśliwa poleciałam wpłacić pieniądze na konto. Bo przecież to niebezpieczne nosić ze sobą większą gotówkę (tak jakby). Zabawny wydał mi się sposób wpłacania pieniędzy na tą książeczkę. Bankomat miał specjalną lukę, do której ją wsuwałam, wkładałam pieniądze, bankomat je pożerał i drukował tą kwotę na odpowiedniej stronie książeczki. Czułam się dumna z tego, że poradziłam sobie z przerażającą, japońską maszynerią, ale moja radość i duma była przedwczesna. Okazało się, że potem nijak nie mogłam tych pieniędzy z powrotem wyciągnąć. O tym, że mogę mieć z tym problem nikt mnie zawczasu nie poinformował. Banki są otwarte tylko od poniedziałku do piątku. I tylko do 15. A tylko w oddziale swojego banku mogłam wybrać pieniądze z książeczki. My pracowałyśmy w dni robocze do 17. Więc – do widzenia pięniążki! Musiałam później nieźle się napocić i nażebrać u rodzinki i chłopaka, żeby zdobyć pieniądze na telefon komórkowy, który przy chyba trzeciej wizycie w oddziale Softbanku udało mi się zdobyć. A każda taka wizyta oznaczała wybieganie z pracy bez kolacji, bieg do autobusu, przeklinanie na korki na drodze, bieg do Softbanku, płaszczenie się przed supermiłym panem z Softbanku, który bardzo chciał mi ułatwić życie, ale niedobry system był okrutny i kazał robić wiele rzeczy, żeby udowodnić, że jestem porządnym nie-japońskim obywatelem i można mi powierzyć jakiś cud techniki (za który i tak w sumie musiałam z góry zapłacić), potem kupowanie czegoś na mieście żeby zrekompensować sobie brak kolacji i powrót do domu. Każda taka wycieczka na miasto kosztowała prawie 2 tys. jenów (ok. 70 zł).  W sumie głównym problemem było to, że miałam pieniądze na książeczce, a nie w rączce. I nie mogłam ich wydostać. Pan w Softbanku próbował jakoś to obejść, ale i tak dostałam telefon dopiero, gdy zdobyłam całą kwotę. Podobno zły system mógł odmówić nawet gdybym miała wszystkie potrzebne dokumenty i pieniądze. Czasami odmawia i nikt nie wie dlaczego. W konkurencyjnej sieci komórkowej nie ma takich problemów, ale na telefon, który potrafi obsługiwać skypa trzeba było czekać 3 tygodnie w kolejce (i był droższy). Ja byłam szczęśliwa w swojej sieci i mogłam się cieszyć po zapłaceniu co miesiąc odpowiedniej kwoty stałym, nieograniczonym dostępem do internetu w komórce. Co oznaczało jedno – skype za darmochę! Dzięki stałemu dostępowi do internetu i facebooka w końcu poczułam się pełnoprawnym człowiekiem ;) A tak naprawdę liczyło się dla mnie to, że mogę w każdej chwili zadzwonić do swojego chłopaka i gadać do woli :> No chyba, że akurat śpi. Różnica czasu nie działała na naszą korzyść. Po miesiącu, gdy zobaczyłam rachunek za telefon okazało się, że gdyby nie to, że mam internet za darmo, zapłaciłabym za to, co wykorzystałam 60 tys. złotych ^^ A tak naprawdę zapłaciłam ok. 150 zł. To się nazywa interes ;) Inną ciekawą rzeczą jest to, że mogłam w każdej chwili zerwać umowę (2-letnią) i zrezygnować z dalszego płacenia abonamentu. I płaci się za taką przyjemność karę w wysokości 10 tys. jenów (ok. 350 zł). W Polsce takie kary są chyba „nieco” wyższe. A telefon – cud techniki zostaje oczywiście dla mnie. Tylko trzeba coś z nim zrobić, żeby zaczął w Polsce działać ;)

Co by jeszcze dobitniej uzmysłowić Państwu wybitność japońskich banków - nasza japońska karta bankomatowa była "tylko" kartą płatniczą. Nie kredytową. Co okazało się bardzo istotne, bo w wielu, wielu miejscach można płacić tylko kartą kredytową (np. w Disneylandzie!). Płatniczą nie dy rydy. Przez internet też nic nie kupi się z taką. Bo trzeba mieć kredytową. Aplikacji na komórkę za 300 jenów (ok. 10 zł) też nie można kupić. Bo trzeba podać numer kary kredytowej. Polska karta kredytowa oczywiście jest także wzgardzona w tym wypadku. 

6 komentarzy:

  1. nah, nie do konca racja. Polska karta kredytowa (tloczona) dziala w JP wszedzie, kupowalam nia cala mase rzeczy w calej masie sklepow. Ale tylko tloczona dziala i tylko prawdziwa kredytowa, a nie karta bankowa polaczona z kontem w Polsce.

    Zeby na ksiazeczke mozna bylo wyciagac pieniadze, trzeba ta ksiazeczka na to uruchomic, musi byc zakodowana ze specjalnym PINem. Trzeba o to poprosic jak sie konto zaklada. Niektore banki wymagaja i ksiazeczki i karty w bankomacie zeby wyciagnac kase. Wplacac mozna na sama ksiazeczke.
    Karta bankowa jest standartowa z nowym kontem, o platnicza trzeba poprosic i haczyk w odpowiednim miejscu na papierze odhaczyc jak sie zaklada konto. Bedzie raczej nietloczona, ale z chipem i z odpowiednim logo.
    A na obce karty mozna wyciagnac kase z kazdego pocztowego bankomatu (nawet tych co nie sa na pocztach, ale maja logo JP Bank). Mam nadzieje, ze Patrick Wam to powiedzial. I ze z JP Banku mozna sobie wyciagac kazda sume jaka sie chce (az do limitu bankomatowego ustalonego przez bank w Polsce), wiec nie wiem jak Wam to 10 tys jenow wyszlo.
    Wiele bankow ma tez usluge (bezplatna), ze przedstawiciel banku przyjdzie do Ciebie do pracy ze wszystkimi papierami, zeby formalnosci konta zalatwic. Troche dziwne ze Wasz szef tego nie zrobil, bo we wszystkich firmach w jakich pracowalam, to bylo na porzadku dziennym. I co jeszcze? Zapomnialas dodac, ze bankomaty sa bezplatne tylko i wylacznie w godzinach urzedowania banku. Po za tymi godzinami (jak np w weekendy) placi sie 105 jenow (ale zalezy od banku) za wyciagniecie kasy. Wyjatkiem sa bankomaty JP Bank.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kupować kartą teoretycznie mogłam. Ale za każdym razem pobiera wtedy prowizję za operację, więc za bardzo się to nie opłaca. Szczególnie, że często robiłam zakupy za małe pieniądze.
    Z tą książeczką, to dobrze wiedzieć, ale szkoda, że tego w banku nie powiedzieli ;) Ani tego wszystkiego nawet dobrze nie wytłumaczyli.
    Co do wyciągania pieniędzy z bankomatu: tylko w 7eleven mogłam wyciągać pieniądze z polskiej karty. No i na poczcie, ale ona była otwarta w nieludzkich godzinach. Pewnie w większych miastach byłby większy wybór, ale w promieniu wielu kilometrów od nas był tylko Lawson. A tam nie było mowy o wyciąganiu pieniędzy z mojej karty.
    No i mogłam wyciągać z mojej zagranicznej karty tylko 10 tys. jenów lub wielokrotność tego. Drobniej ani grubiej się nie dało (a próbowałam parę razy w różnych miejscach).
    Ostatni podpunkt - w firmie wiedzieli, że mam problem z wybraniem pieniędzy, ale jedyne co mi proponowali, to zmiana godzin pracy tak, żebym mogła osobiście do banku pojechać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak w firmie wiedzieli ze masz problem z wybraniem pieniedzy i jedyne co proponowali to zmiana godzin pracy, to bardzo Cie po macoszemu potraktowali. :-(
    I na przyszlosc - bankomaty JP sa nie tylko na pocztach (ktore zgadzam sie, sa otwarte w nieludzkich godzinach, ale lobby z bankomatem zazwyczaj jest otwarte nawet jesli poczta jest zamknieta), ale tez w centrach handlowych i takich tam, trzeba tylko sprawdzic czy jest logo JP.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mieszkanie na wsi ma własnie swoje minusy. Lobby bankomatowe na poczcie było zamykane razem z poczta, a centra handlowe w okolicy nie istniały :) Ale wszystkie te informacje na pewno sie przydadzą jak znowu trafię do Japonii. Wtedy pewnie będę częściej bywać w bardziej zaludnionych okolicach ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja wlasnie mieszkam na wsi przeciez, nasze lobby pocztowe jest otwarte nawet w niedziele. Zawsze myslalam, ze wszystkie poczty, jako placowki panstwowe, maja takie same godziny urzedowania lobby. Widze, ze sie mylilam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! Ja jestesm zawascynowana tą kulturą! Język jest trudny, uczyłam się japońskiego przez skype preply.com/pl/japo%C5%84ski-przez-skype I jestem zadowolona! Też chciałąbym tam pojechać, i jak czytam Wasz blog, to zżera mnei zazdrość! Powodzenia dziewczyny

    OdpowiedzUsuń

Autorki

Szukaj na tym blogu